"Rodzinę tworzą i ojciec, i mama, i dzieci, ale ośmielę się powiedzieć, że najwięcej zależy od ojca. Dobry mąż i ojciec najczęściej jest fundamentem szczęśliwej rodziny, ale za większość problemów w rodzinach również odpowiadają nieodpowiedzialni ojcowie. Dlatego szukając źródła szczęścia w rodzinie, trzeba uświadamiać głównie mężczyzn. Bardzo potrzeba dziś prawdziwych facetów. Kochających na stałe, stałych, odważnych, odpowiedzialnych. Jak Maximus z filmu ''Gladiator'' - odważny, mądry, trzymający się zasad, którego miłość do rodziny była tak silna, że nie mając przy sobie żony i dzieci, czule całował ich figurki przed snem. Panowie, bądźcie mężczyznami!"
-Ireneusz Krosny dla "Rzeczpospolitej"
This is what I have become in my life
Translate
wtorek, 12 listopada 2013
niedziela, 3 listopada 2013
Another Love
Nie chcę rzygania tęczą.
Nie chcę kontaktu 24 godziny na dobę.
Nie chcę wzajemnego zarzucania braku czasu.
Nie chcę uzależnienia od obecności drugiej osoby.
Nie chcę poświęcania innych rzeczy i znajomości.
Nie chcę egoizmu.
Chcę swobody i poczucia bezpieczeństwa, zaufania i szacunku. Chcę kogoś, z kim będę mogła po prostu posiedzieć w tym samym pomieszczeniu, niekoniecznie robiąc coś wspólnie. Chcę móc się przytulić i być przytulaną. Chcę wyrozumiałości dla moich dziwactw i obaw, chcę wspólnych fantazji i upodobań. Chcę się czasem o coś posprzeczać, mieć inne zdanie. Chcę mieć poczucie, że jeśli coś się stanie, jeśli będę miała gorszy dzień, jeśli się przeziębię, jeśli będę miała problem z powrotem do domu, jeśli coś mi się uda, jeśli nie będzie mi się chciało robić obiadu, jeśli nie będę mogła zasnąć, jeśli będę potrzebowała motywacji do pójścia na zajęcia... chcę móc zwrócić się wtedy do tej jednej osoby, podzielić się tym z nią i wiedzieć, że postara się mi pomóc. Nie wyśmieje mnie, nie oleje, ale zrobi tyle ile może.
To naprawdę tak dużo?
Nie chcę kontaktu 24 godziny na dobę.
Nie chcę wzajemnego zarzucania braku czasu.
Nie chcę uzależnienia od obecności drugiej osoby.
Nie chcę poświęcania innych rzeczy i znajomości.
Nie chcę egoizmu.
Chcę swobody i poczucia bezpieczeństwa, zaufania i szacunku. Chcę kogoś, z kim będę mogła po prostu posiedzieć w tym samym pomieszczeniu, niekoniecznie robiąc coś wspólnie. Chcę móc się przytulić i być przytulaną. Chcę wyrozumiałości dla moich dziwactw i obaw, chcę wspólnych fantazji i upodobań. Chcę się czasem o coś posprzeczać, mieć inne zdanie. Chcę mieć poczucie, że jeśli coś się stanie, jeśli będę miała gorszy dzień, jeśli się przeziębię, jeśli będę miała problem z powrotem do domu, jeśli coś mi się uda, jeśli nie będzie mi się chciało robić obiadu, jeśli nie będę mogła zasnąć, jeśli będę potrzebowała motywacji do pójścia na zajęcia... chcę móc zwrócić się wtedy do tej jednej osoby, podzielić się tym z nią i wiedzieć, że postara się mi pomóc. Nie wyśmieje mnie, nie oleje, ale zrobi tyle ile może.
To naprawdę tak dużo?
wtorek, 15 października 2013
Poison Prince
Uświadomiłam sobie właśnie, że ten "związek" mnie męczy. Dlaczego? Bo ponieważ ciągle się 'pilnuję', żeby się nie przywiązać i jestem przygotowana na to, że to każdego dnia, w każdym momencie może się skończyć po prostu na to czekam. Czekam aż zadzwoni albo przyjdzie i powie, że więcej się nie spotkamy. Z jednej strony dlatego minął miesiąc odkąd się znamy i jeszcze z nim nie zerwałam, z drugiej... to cholernie męczące.
Z drugiej strony, kiedy nadejdzie ten koniec, nie będzie aż tak bolało...
Coś muszę z tym zrobić.
Z drugiej strony, kiedy nadejdzie ten koniec, nie będzie aż tak bolało...
Coś muszę z tym zrobić.
piątek, 4 października 2013
Note to Self #2
Parę cytatów, tekstów, których z jakiegoś powodu nie chcę zgubić.
"Ty spierdoliłeś sprawę. Gruntownie. Dokumentalnie. Na całej linii.Idź do niej. Biegnij za nią. Znajdź ją,złap,przyciśnij do siebie." - Żulczyk
"Było miło. Jak sobie tak pomyślę, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych,podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów. Chwil – paragonów. Przez chwilę rzeczywiście było miło." - Żulczyk
"A tak naprawdę, to już się z nią pożegnałem. Poczułem, jak w mojej własnej głowie wsiada do jakiegoś telepatycznego InterCity i odjeżdża do głowy kogoś innego, w zupełnie innej części świata." - Żulczyk
"Ty spierdoliłeś sprawę. Gruntownie. Dokumentalnie. Na całej linii.Idź do niej. Biegnij za nią. Znajdź ją,złap,przyciśnij do siebie." - Żulczyk
"Było miło. Jak sobie tak pomyślę, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych,podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów. Chwil – paragonów. Przez chwilę rzeczywiście było miło." - Żulczyk
"A tak naprawdę, to już się z nią pożegnałem. Poczułem, jak w mojej własnej głowie wsiada do jakiegoś telepatycznego InterCity i odjeżdża do głowy kogoś innego, w zupełnie innej części świata." - Żulczyk
wtorek, 1 października 2013
Young and Beautiful
Coś jest ze mną nie tak. Mam jakąś rysę w sobie, która wszystko niszczy, nie pozwala mi się rozwinąć. Jakiś strach, który blokuje, a ja nawet nie zdaję sobie z niego spawy. Nie można walczyć z czymś, o czym nie wie się, że jest, prawda?
Spotykamy się. Doszliśmy do porozumienia i spotykamy się, kiedy tylko ma wolne. Do tej pory było to proste bo zajęcia zaczynam dopiero w czwartek więc miałam nadmiar wolnego czasu. U mnie w domu, na godzinę czy parę. Wszystko fajnie.
I dzisiaj doszłam do wniosku, że najrozsądniej byłoby to skończyć. Chociaż od początku wiedziałam, że to nie jest nic na zawsze, może nawet nie na rok czy na pół roku, że to na teraz. Ale teraz, po krótkiej rozmowie czy raczej wysłuchaniu spostrzeżeń z jego strony zauważyłam jak bardzo to wszystko nie ma sensu. My po prostu spędzamy razem czas, zabijamy nudę...
Wszystko jest dobrze póki siedzimy w domu. Kiedy już wychodzimy, zaczynają się schody...
Tak, to ja chciałam wyjść razem na miasto. Miałam trochę inną wizję, myślałam o knajpie w weekend ale on już z tego "wyrósł". Ja też wyrosłam już z wychodzenia na imprezę, upijania się póki film się nie urwie i wracania do domu kiedy słońce pojawia się na niebie... Jego wizja wyjścia na miasto to wspólna kolacja w knajpie. Do tego ja nie jestem przyzwyczajona i na dodatek moje upośledzone kubki smakowe wstrzymują mnie przed próbowaniem nowych rzeczy. Boję się, że okaże się "niedobre" i nie będę miała co zrobić z daniem, a nie lubię marnować w ten sposób jedzenia. W domu takie eksperymenty są bezpieczniejsze. Ale może jednak to nie jest głównym problemem, tylko właśnie mój brak "przyzwyczajenia" do takiego spędzania czasu. Jedzenie w knajpie zawsze było u mnie efektem wyjścia na dłużej z domu i potrzeby zjedzenia czegoś w między czasie, wakacji poza domem, itp. Może to mnie blokuje przed rozmową, może dlatego tak się zamykam, bo nie potrafię się zachować, nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji, czuję się nieswojo.
A może jednak niepotrzebnie to ciągnę. Może lubię spędzać z nim czas bo mi imponuje. Imponuje mi i czuję się "lepsza" bo ktoś taki jednak zwrócił na mnie uwagę i poświęca mi swój czas. Bo jest osiem lat starszy (zawsze mnie ciągnęło do takich różnic, ale tylko kiedy to ja jestem młodsza), bo ma pasje, doświadczenie, wiedzę, zapał i pomysły, których ja nie mam albo nigdy nie miałam odwagi/cierpliwości/woli/czegokolwiek by zrealizować. Zawsze szybko się zniechęcałam, nudziłam, poddawałam... Nic nie potrafiło mnie nigdy zainteresować na dłużej, zwłaszcza kiedy nie wychodziło mi od razu albo wymagało zbyt dużo czasu. A on ma fajną pracę (przynajmniej wg mnie), podróżował, zna się na wielu rzeczach, które mi się podobają, do których mnie ciągnęło ale nigdy nie potrafiłam się tym bardziej zainteresować, żeby coś z tym faktycznie zrobić. Ma to, co zawsze chciałam mieć i jest facetem, jakiego chciałam mieć, bo mi imponuje. Może jednak zbyt dużo nas różni żeby kontynuować to nawet w tak błahy sposób jak teraz. Może jestem zbyt młoda i zbyt głupia dla takiego faceta, który wbrew pozorom lepiej ode mnie potrafi określić czego chce. Ja ciągle nad tym myślę, każdą myśl, którą mi podrzuci czy która w jakiś sposób się narodzi po tym co powie analizuję, rozważam, starając się dopasować ją do siebie i zastanowić co właściwie o tym myślę.
Inspiruje mnie w jakimś stopniu. Inspiruje mnie do zmian, do wydoroślenia. I może dlatego tak się go trzymam, żeby wyciągnąć jak najwięcej dla siebie samej. To taki motywator, który, mam nadzieję, pomoże mi się stać taką osobą... kobietą, jaką chciałam być. Tylko, nie wiem czy ja jestem stworzona, żeby taka właśnie być, może się do tego nie nadaję, tylko to wydaje mi się "lepsze" i dlatego do tego ciągnę... A może ja dalej nie wiem kim i jaka chcę być. Może chcę być wszystkim na raz...
Spotykamy się. Doszliśmy do porozumienia i spotykamy się, kiedy tylko ma wolne. Do tej pory było to proste bo zajęcia zaczynam dopiero w czwartek więc miałam nadmiar wolnego czasu. U mnie w domu, na godzinę czy parę. Wszystko fajnie.
I dzisiaj doszłam do wniosku, że najrozsądniej byłoby to skończyć. Chociaż od początku wiedziałam, że to nie jest nic na zawsze, może nawet nie na rok czy na pół roku, że to na teraz. Ale teraz, po krótkiej rozmowie czy raczej wysłuchaniu spostrzeżeń z jego strony zauważyłam jak bardzo to wszystko nie ma sensu. My po prostu spędzamy razem czas, zabijamy nudę...
Wszystko jest dobrze póki siedzimy w domu. Kiedy już wychodzimy, zaczynają się schody...
Tak, to ja chciałam wyjść razem na miasto. Miałam trochę inną wizję, myślałam o knajpie w weekend ale on już z tego "wyrósł". Ja też wyrosłam już z wychodzenia na imprezę, upijania się póki film się nie urwie i wracania do domu kiedy słońce pojawia się na niebie... Jego wizja wyjścia na miasto to wspólna kolacja w knajpie. Do tego ja nie jestem przyzwyczajona i na dodatek moje upośledzone kubki smakowe wstrzymują mnie przed próbowaniem nowych rzeczy. Boję się, że okaże się "niedobre" i nie będę miała co zrobić z daniem, a nie lubię marnować w ten sposób jedzenia. W domu takie eksperymenty są bezpieczniejsze. Ale może jednak to nie jest głównym problemem, tylko właśnie mój brak "przyzwyczajenia" do takiego spędzania czasu. Jedzenie w knajpie zawsze było u mnie efektem wyjścia na dłużej z domu i potrzeby zjedzenia czegoś w między czasie, wakacji poza domem, itp. Może to mnie blokuje przed rozmową, może dlatego tak się zamykam, bo nie potrafię się zachować, nie jestem przyzwyczajona do takich sytuacji, czuję się nieswojo.
A może jednak niepotrzebnie to ciągnę. Może lubię spędzać z nim czas bo mi imponuje. Imponuje mi i czuję się "lepsza" bo ktoś taki jednak zwrócił na mnie uwagę i poświęca mi swój czas. Bo jest osiem lat starszy (zawsze mnie ciągnęło do takich różnic, ale tylko kiedy to ja jestem młodsza), bo ma pasje, doświadczenie, wiedzę, zapał i pomysły, których ja nie mam albo nigdy nie miałam odwagi/cierpliwości/woli/czegokolwiek by zrealizować. Zawsze szybko się zniechęcałam, nudziłam, poddawałam... Nic nie potrafiło mnie nigdy zainteresować na dłużej, zwłaszcza kiedy nie wychodziło mi od razu albo wymagało zbyt dużo czasu. A on ma fajną pracę (przynajmniej wg mnie), podróżował, zna się na wielu rzeczach, które mi się podobają, do których mnie ciągnęło ale nigdy nie potrafiłam się tym bardziej zainteresować, żeby coś z tym faktycznie zrobić. Ma to, co zawsze chciałam mieć i jest facetem, jakiego chciałam mieć, bo mi imponuje. Może jednak zbyt dużo nas różni żeby kontynuować to nawet w tak błahy sposób jak teraz. Może jestem zbyt młoda i zbyt głupia dla takiego faceta, który wbrew pozorom lepiej ode mnie potrafi określić czego chce. Ja ciągle nad tym myślę, każdą myśl, którą mi podrzuci czy która w jakiś sposób się narodzi po tym co powie analizuję, rozważam, starając się dopasować ją do siebie i zastanowić co właściwie o tym myślę.
Inspiruje mnie w jakimś stopniu. Inspiruje mnie do zmian, do wydoroślenia. I może dlatego tak się go trzymam, żeby wyciągnąć jak najwięcej dla siebie samej. To taki motywator, który, mam nadzieję, pomoże mi się stać taką osobą... kobietą, jaką chciałam być. Tylko, nie wiem czy ja jestem stworzona, żeby taka właśnie być, może się do tego nie nadaję, tylko to wydaje mi się "lepsze" i dlatego do tego ciągnę... A może ja dalej nie wiem kim i jaka chcę być. Może chcę być wszystkim na raz...
Subskrybuj:
Posty (Atom)