Translate

czwartek, 30 sierpnia 2012

untitled #2

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Ruda.
Zawiodłaś się. Ale jutro wszystko powinno się wyjaśnić.


Update 31 sierpnia 2012r
Wyjaśniło się, bez mojej większej ingerencji. Kolejna analiza sprowadziła nowe wytłumaczenie, które wydaje się mieć najwięcej sensu i pozostawia najmniej znaków zapytania. W tym momencie powinnam znienawidzić Cię z całego serca.

niedziela, 26 sierpnia 2012

The Game of Love

Zaczynam się zastanawiać czy na pewno chcę dać Ci drugą szansę. Czy chcę się ciągle zastanawiać czy Ona znowu czegoś nie wymyśli i nie namiesza. Chcę ale cholernie się boję.

Decyzja podjęta. Pora wyłożyć karty i zakończyć tę rundę. Zobaczymy czy będzie następna...


środa, 22 sierpnia 2012

Want U Back

Nie mogę zasnąć. Byłam trochę zmęczona, chciałam się wyspać, ale nie mogę zasnąć.
Jestem podenerwowana. Stresuję się poprawkami bo nauka idzie mi gorzej niż kiedykolwiek. I myślę o Tobie, bo kiedy tam wrócę, odległość między nami drastycznie się zmniejszy. I co z tego? Ciągle nie wiem czy istnieje jeszcze jakaś szansa, choćby jej cień, że się spotkamy, porozmawiamy, że skorzystasz z drugiej szansy. Oboje skorzystamy. Milczysz od ponad miesiąca i nie wiem co mam myśleć, a domysły i internetowe przeszpiegi (chociaż te akurat są marne) tylko wszystko pogarszają. Pewnie, wydaje się, że już wszystko jest ok, że całkiem się pozbierałam, że dawna 'ja' wróciła. Tylko, że ta dawna też już nie istnieje. Nastąpiły niewielkie zmiany...
"If it's important to you, you'll find a way. If not, you'll find an excuse."
Chcę zawalczyć, bo ciągle wierzę, że jest o co choć zdecydowana większość bliskich mi osób mówi, że nie warto. Chcę żebyś o tym wiedział. Ale teraz przecież Twój ruch, a to milczenie tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że ciągle próbujesz, albo już Ci się udało zapomnieć o mnie. Że Ci nie zależało, że... no właśnie. Ciągle nie wiem co było prawdą a co nie. I to chciałam wyjaśnić. Ale nie dajesz mi... sobie szansy. Każda normalna osoba na moim miejscu, wykreśliłaby Cię ze swojego życia. Ale za bardzo mi na Tobie zależy.
"Take risks: if you win, you will be happy; if you lose, you will be wise."
Czy nie próbuję nic zrobić bo boję się, że odrzucisz mnie i drugą szansę? Nie, tego się nie boję, bo to robisz właśnie teraz. Nie wiem dlaczego. Coś mi mówi, że po prostu uważasz, że tak będzie dla mnie lepiej. Że wystarczająco mnie skrzywdziłeś i zasługuję na kogoś lepszego. To w Twoim stylu. Nie wiem czy tak jest. Najgorsze jest to, że nic nie wiem.
Czy boję się zaryzykować? Nie. Zawsze ryzykowałam. Często nawet wiedząc, że przegram. Więc dlaczego tym razem boję się zaryzykować, boję się postawić wszystko na jedną kartę, wóz albo przewóz. Chcąc dać Ci drugą szansę, też ryzykuję bo przecież możesz zrobić dokładnie to samo. Ale ja (głupia?) wierzę, że tym razem byś tego nie zrobił, że dostałeś nauczkę, że też się czegoś nauczyłeś. Dlaczego nie ryzykuję? Bo mam nadzieję, że odezwiesz się (dopiero) kiedy wrócę. Po prostu czekam.
Chyba boję się, że już nigdy nie spotkam kogoś takiego. Że będę musiała 'zadowolić się' czymś gorszym lub niczym.
Boję się, że już o mnie nie myślisz, że uwolniłeś się od wszelkich uczuć do mnie.
Dlatego nie szukam Twojego numeru w telefonie...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Believe in Dreams

Przypomniało mi się, że miałam fajny sen. Już kiedyś śniło mi się coś podobnego, mianowicie... bmx!
Tym razem spotkałam jakiegoś chłopaka, który znał się na rzeczy i chyba razem z moimi znajomymi poszliśmy na coś w rodzaju targu. Zorganizowany był na podwórku za budynkiem w którym była moja podstawówka (tylko przez rok), potem gimnazjum a teraz jest szkoła muzyczna. W każdym bądź razie w jakiś prowizorycznych namiotach ustawionych w jeden długi korytarz sprzedawano obuwie na deskę/bmx i właśnie rowery. Niby miały być używane... I zdaje się, że zaczęliśmy szukać jakiegoś roweru dla mnie i dość szybko jeden znaleźliśmy...
Nie wiem co lepsze, to, czy jak śniło mi się, że w miniówce wywijałam triki na korytarzu szkolnym/uczelnianym gdzie było pełno ludzi...
Jak już znalazłam ten rower pojawiłam się nagle na podwórku, gdzie po zjedzeniu przepysznych ciastek z czekoladą (wyglądały jak tosty ale w życiu nie jadłam tak dobrych ciastek) pojawił się On. I mimo niepewności i wątpliwości i wszystkiego znowu było dobrze...



wtorek, 14 sierpnia 2012

Things ain't like they used to be

Mieliśmy być wczoraj w Kopenhadze. Taki przedwczesny prezent urodzinowy dla mnie, koncert The Black Keys. Bo oboje ich lubimy. Za każdym razem gdy o tym mówiłeś, upierałam się, że nie ma mowy. Ty natomiast, ciągle powtarzałeś, że wszystkim się zajmiesz i mam przestać dyskutować na ten temat. Zapierałam się jak mogłam, chociaż strasznie chciałam jechać. Chciałam pojechać z Tobą do Danii i zobaczyć ich na żywo.
Podświadomie chyba wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miałam tylko pojęcia, że z takiego powodu. Myślałam raczej, że będę się tak skutecznie zapierać, że zrezygnujesz. A może to teraz wydaje mi się, że tak myślałam. Sama już nie wiem. Wszystko się pozacierało przez ostatnie 2,5 miesiąca.
Ciągle jestem na siebie zła, że tak ostro zareagowałam, gdy wszystko mi powiedziałeś. Chociaż to były czyste emocje. Twierdzisz, że Ci się należało, a ja dalej źle się z tym czuję.
Czyżby moje sumienie było głośniejsze niż Twoje?


sobota, 11 sierpnia 2012

Anybody seen my baby?

Nie spodziewałam się, że napiszę na taki temat, ale ponieważ czuję, że mnie w jakimś sensie dotyczy a pani psycholog w telewizji mnie wkurzyła to napiszę, a co!
A chodzi o.... dzieci!
To taki modny temat ostatnio, macierzyństwo, tacierzyństwo, antykoncepcja, aborcja i inne takie. Zostawmy temat aborcji w spokoju bo to chyba najbardziej wałkowany problem odkąd pamiętam.
W naszym społeczeństwie panuje ciągle taki stereotyp, że kobieta ma znaleźć chłopa, wyjść za niego, urodzić mu gromadkę dzieci, wychowywać je i czekać w domu na męża z obiadem. No dobra, trochę przesadziłam, ale jakoś tak to mniej więcej szło... Ostatnio to trochę ulega zmianie, kobieta się buntuje, łączy pracę zawodową z pracą w domu (facet jej nawet zaczął pomagać) i ślub też już niekoniecznie...
Tę część też zostawmy w spokoju, skupmy się teraz na dziecku...
Mam sporo koleżanek, które już (nawet od kilku lat) wymyślają imiona dla swoich przyszłych dzieci, chociaż kandydata na ojca nie ma na horyzoncie, planują ich liczbę i rozczulają się nad cudzymi maleństwami w wózkach. Mam też pojedyncze sztuki znajomych (tych troszkę starszych, ale nie tylko), których rodzice zaczynają zadawać pytania typu "to kiedy ślub/dziecko?"
Taka presja otoczenia, wiecie. I rozmowa rozwija się mniej więcej w ten sposób:
- Ale ja nie zamierzam mieć dzieci.
- Oczywiście, nie teraz, najpierw skończ te studia...
- Ale ja w ogóle nie zamierzam mieć dzieci.
- E tam wydaje ci się. Za jakiś czas zmienisz zdanie.
- Nie zmienię, od dawna twierdzę, że nie chcę mieć dzieci.
- Ale jak to tak bez dzieci? Dlaczego? (Ewentualnie może paść nawet pytanie "a co, wolisz dziewczyny?" serio! chociaż nie jestem pewna co ma piernik do wiatraka...)
Następnie padają argumenty przeciwko posiadaniu dziecka. Są oczywiście dość zróżnicowane, np. kiedy to partner naciska:
jak chcesz, to sam chodź z brzuchem 9 miesięcy, potem przetrwaj poród, karm, itd.
albo po prostu: boję się bólu, nie lubię dzieci bo wrzeszczą/śmierdzą/itd.itp, dziecko to więzienie - nie można wyjść z domu kiedy się chce (na zakupy, do kina, na spacer z przyjaciółką itd), nie ma się na nic czasu, trzeba poświęcić się dziecku, czasem występuje obawa przed tym, że dziecko urodzi się chore albo partner ucieknie a ona zostanie sama z dzieckiem na wychowaniu, rozstępy, dodatkowe kilogramy i inne 'deformacje' ciała., ewentualnie nie chcę dziecka wolę karierę.
Pewnie znalazłoby się coś jeszcze ale to takie chyba najczęstsze. Po tym następuje seria kontrargumentów, mających na celu... chyba zmianę nastawienia kobiety. I tak oto najczęstsze odpowiedzi na wymienione wyżej argumenty przeciw:
ciąża to takie piękny okres w życiu kobiety, jak maleństwo się urodzi obudzi się w tobie instynkt macierzyński, widocznie nie jesteś jeszcze wystarczająco rozwinięta emocjonalnie, jesteś samolubna, za bardzo skupiasz się na sobie, sama kiedyś byłaś taka mała, obślizgła i krzyczałaś, po co ci kariera skoro nie będziesz miała nikogo bliskiego, rolą kobiety jest urodzić dziecko, kto się tobą zajmie na starość i zarobi na nasze emerytury, itp, itd.
Osobiście najbardziej lubię argument "kto się tobą zajmie na starość?!". To dopiero byłby egoizm - urodzić dziecko/dzieci tylko po to, żeby miał się kto mną opiekować jak będę stara i będę sikać pod siebie. Swoją drogą skąd pewność, że dziecko mimo okazanej miłości nie okaże się niewdzięczne i nie ucieknie za granicę zrywając kontakt ze swoją rodzicielką? Wtedy by było... Poświęciłam takiemu swoje życie, czas i zdrowie a ono ma cię gdzieś kiedy go potrzebujesz.
Tak, ja wiem, że temat jest trudny i dość kontrowersyjny i mogłabym się dłuuugo na ten temat rozpisywać, ale mam jedno istotne pytanie:
Skoro osoba, która nie chce mieć dziecka, nie krytykuje tych, którzy się na potomstwo decydują, to dlaczego nie działa to w drugą stronę? Przez cholerne stereotypy, ci "pro-dziecięcy" oceniają i próbują na siłę przekonać tych niechętnych. Tylko po cholerę pchać się z butami w cudze życie? Jeśli taka Mariolka w wieku 45 lat, stwierdzi "kurde, czemu ja się nie zdecydowałam na dziecko jak mogłam?" to chyba jest to jej problem i jej własna decyzja (bo mówimy cały czas o sytuacji nigdy-nie-chcę-dziecka, a nie, nazwijmy to, wypadkach losowych). Może lepiej żeby taka Mariolka zaszła w ciążę z nadzieją, że instynkt macierzyński się obudzi a tu nic! Dziecko cierpi, albo z rodzicami/rodzicem albo w domu dziecka. Naprawdę super pomysł, namawiać kogoś do podjęcia takiej ważnej decyzji, która jest decyzją na całe życie. Jak tatuaż, tylko ten można albo ukryć albo usunąć i myślę, że dużo łatwiej o tym zapomnieć.
Może ktoś naprawdę nie czuję się na siłach by zostać matką. Są tacy ludzie, o których mówi się, że nie powinni mieć dzieci i wbrew pozorom nie dotyczy to tylko ćpunów, alkoholików, złodziei itd.
Jesteśmy takim głupim społeczeństwem, że czasem aż nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego mamy tendencję do przekonywania kogoś do podjęcia jakiejś decyzji, wmówienia, że "tak trzeba" i generalnie ingerowania w cudze życie bez pytania. A potem 'niechcący' kogoś namówimy, okazuje się, że to jednak nie był dobry pomysł i ta osoba, zostaje sama z problemem. Skupcie się ludzie, do krwy nędzy, na własnym życiu i sami róbcie to, co uważacie za słuszne. Rada wam nie wystarczy?
Zdenerwowałam się i pewnie znowu zapomniałam o wielu aspektach, o których chciałam napisać. Z grubsza udało mi się chyba przekazać to co chciałam (czyli po prostu irytację).Trochę okrutne, ale prawdziwe.

Dziękuję, pozdrawiam.
Komentarze niepotrzebne, potrzebowałam pozbyć się negatywnych emocji żeby ciśnienie spadło...


niedziela, 5 sierpnia 2012

untitled #1

Wygląda na to, że mając lepszy humor nie mam o czym tu tak naprawdę pisać. Zbyt dużo myśli jednocześnie, nie potrafię ich przystopować, oddzielić, spisać. Może nie chcę i dlatego...
Póki co, korzystam z resztek wolności i dobrego humoru. Od robienia głupot się nie uwolnię ale podobno jestem rudą wiedźmą, więc przyjmijmy to za wyjaśnienie...
Jest dobrze.

środa, 1 sierpnia 2012

Hope for the best, be prepared for the worst

Jest postęp. Nawet podwójny.
Ostatnie trzy noce udało mi się w większości przespać, bez nerwowego turlania się po łóżku przez jakieś trzy godziny. Nie wiem czy dlatego, że byłam bardziej zmęczona czy dlatego, że kładłam się wcześniej, ważne, że chodziłam w miarę wyspana.
Wczoraj poprawił mi się humor. Dzięki piosence, tylko oczywiście nie za bardzo pamiętam dzięki której konkretnie. Czułabym się pewnie jeszcze lepiej, gdyby nie te cholerne upały, które znowu sprawiają, że pragnę zostać pingwinem i zamieszkać w lodówce. Źle to znoszę. Przypuszczam, że o wiele lepiej bym się czuła, gdybym nie musiała wracać na wakacje do domu, a mogła zostać na drugim końcu Polski. Ale jeszcze tylko miesiąc i wszystko wróci, mniej lub bardziej, do normy. Mam nadzieję.
Oprócz ogólnej poprawy nastroju, wrócił też ten wredny humorek, który gdzieś ostatnio zniknął. Na nowo budzi się we mnie ta zła dziewczynka, która gdzieś się schowała. Nie wiem czy zdąży się całkiem obudzić i jak długo ta poprawa się utrzyma. Ostatnim razem trwała jakieś dwa tygodnie. Dwa tygodnie temu.
Powinnam się tym cieszyć i z tego korzystać ale oczywiście nie mam jak. Nie wyjdę na miasto bo nie mam z kim, poza tym jutro znowu muszę wcześniej wstać. Odbiję sobie w piątek jeśli po drodze nic się nie posypie...
To nie znaczy, że przestałam o Nim myśleć. Wróciło to nastawienie, kiedy cieszę się, że to co było, w ogóle miało miejsce, chociaż trwało tak krótko i skończyło się bez ostrzeżenia. Wierzę, mam nadzieję, że poskładamy to razem do kupy, ale zdaję sobie sprawę, że może się posypać jeszcze bardziej.

Chyba znowu zgubiłam wątek. Moje problemy z koncentracją sięgają ostatnio zenitu. Może czekająca mnie niedługo wizyta u lekarza coś wyjaśni, chociaż szczerze wolałabym nie.

Przypomniało mi się co siedziało mi w głowie. Ale to nie dziś. Nie w tej notce. Nie przy tym humorze...

Edit: Zapomniałam! Znowu zaczęłam odczuwać głód i w miarę normalnie jeść. Z przytycia i tak raczej nici ale może przynajmniej ponownie nie schudnę. Humorze, utrzymaj się, proszę!